Lubię czytać - po to się zalogowałam. Uwielbiam polskich pisarzy, dla nich składam hołd i lecę dalej, bo książka czeka c;
Przeczytanie książki, o której dzisiaj Wam trochę opowiem pchnęło mnie do myśli, że blogowanie to takie jakby dziennikarstwo. Nie piszemy prosto do gazet czy nie nagrywamy od razu dla telewizji, ale piszemy i publikujemy nasze wytwory w taki sposób, że każdy ma do nich dostęp. Nie znaczy to, że od teraz mianuję siebie na stanowisko dziennikarki książkowej, ale może kiedyś to blogerzy będą mieli większą siłę przebicia i będziemy „kontrolować” świat tak jak ekipa Przeglądu Końca Świata. Ciekawe, ciekawe. Jeszcze trochę nad tym podumam i po raz kolejny moje abstrakcyjne myślenie da o sobie znać. Tak czy inaczej, dziennikarstwo to ciekawy zawód, nieraz pełen przygód, niesamowitych przeżyć, ale również ciężkiej pracy a nawet doprowadza do narażenia własnego życia.
Paul Lemaitre jest szczęściarzem, wygrał wycieczkę do Portugalii w konkursie sms, na którą wybrał się wraz z ukochaną żoną. Niestety sielanka nie trwa zbyt długo, bo małżeństwo jest światkiem morderstwa. Tak po prostu zepchnięto mężczyznę z urwiska. Bohaterowi uaktywniają się dziennikarskie cechy charakteru i przeszukuje przed policją pozostawione przez zamordowanego rzeczy. Odnajduje portfel i tak zaczyna się jego największa dziennikarska wyprawa. To, co usłyszy, zobaczy, do czego dotrze, kogo pozna na zawsze zmieni jego dotychczasowe życie. Niestety nie mogę zbytnio rozpisywać się nad fabułą, gdyż każdy mały szczegół może sprowadzić do wielkiego, dzikiego, nieokiełznanego wysypiska spoilerów, a przecież tego nikt nie chce.
Od pierwszej strony książki nie za bardzo wiedziałam, w co się pakuję. Szczerze? Byłam nawet odrobinę sceptycznie nastawiona aż do czasu, kiedy akcja nabrała tempa, którego brakowało mi w początkowych rozdziałach. Paul pędził od jednej poszlaki do drugiej i tak cały czas. Podobało mi się, bo nie było czasu na nudę. Autor przygotował dla czytelnika wiele wątków, które pod koniec lektury nabierają większego sensu i spójności niż wcześniej. To niebywałe, że do ostatnich rozdziałów nie miałam pojęcia jak pan Sharp rozwiąże zagadki, które sam opracował.
Moim zdaniem, gdy ktoś zabiera się za pisanie powieści sensacyjnej musi bardzo wierzyć w swój talent i inteligencję, bo powiedzmy sobie to szczerze – nie każdy nadaje się do pisania takich książek, szczególnie z taką ilością tajemnic, jakiej doświadczyłam podczas czytania Mężczyzny z tatuażem. Wykazał się znajomością historii, a w szczególności okresu II wojny światowej, która tutaj stanowi podstawę opowieści.
Byłam pod wrażeniem bohaterów, których wykreował autor. Szczególnie tytułowego mężczyzny z tatuażem, podczas gdy narracja była prowadzona z jego punktu widzenia lektura doprowadzała mnie do małej ekscytacji i nie miałam ochoty odrywać się choćby na chwilkę. Zaintrygował mnie od pierwszej zamówionej kawy, zresztą nie tylko mnie, ale wszystkie postacie, które miał przyjemność (lub nie) spotkać. To wspaniałe poznać takiego bohatera, który przeszłym życiem zainteresował mnie od tak, czasami dał mi trochę do myślenia. Bardzo mi się to spodobało, poza tym w tych niektórych momentach lektura po prostu nabierała takiej lekkości, ale mądrości jednocześnie. Nie okazała się tylko ślepym i szybkim podążaniem za wskazówkami, ale czymś o wiele lepszym.
Tak tutaj zachwycam się Mężczyzną z tatuażem, ale niestety ta pozycja nie wywołała u mnie wielkich dreszczy emocji. Po prostu wciągnęła w swój świat, jednak boje się tego, że już niebawem zapomnę, kim był Paul, do czego doszedł, bo opisana historia po prostu mi się spodobała. Cieszę się, że sięgnęłam po tą książkę, bo było warto. Jest idealna na jesienny wieczór przy ciepłym napoju, który ogrzeje czytelnika a lektura dodatkowo okaże się rozgrzewająca.
Polecam!