651 Obserwatorzy
27 Obserwuję
CzarnyKapturek

EVERYDAY BOOK

Lubię czytać - po to się zalogowałam. Uwielbiam polskich pisarzy, dla nich składam hołd i lecę dalej, bo książka czeka c;

W poszukiwaniu szczęścia

Carrie Pilby - Caren Lissner

Każdy jest inny, ale łączą nas wspólne cechy. Niektórzy chcą się wyróżniać, a inni naśladują swoich idoli. Chcemy być indywidualistami, ale nie odstając jednocześnie od grupy. Chcemy być podziwiani, lepsi. Niektórzy żyją według moralnych zasad, inni naginają je do swojej woli. Introwertykom nie przeszkadza samotność, ale chyba nikt nie chce żyć sam ze sobą do końca życia, bo co, jak co, ale miło jest porozmawiać z kimś, z kim dzielimy wspólne pasje, albo podyskutować z kimś, kto ma odmienne zdanie na każdy temat.

 

Carrie to dziewczyna, której nikt nie zna. Jest poniekąd zgorzkniała i nie potrafi dostosować swoich żelaznych zasad do tego, by kogoś poznać. Być może jest nieco nieśmiała. Jej ulubionym zajęciem jest spanie, czytanie i oglądanie stu najlepszych filmów. Podczas wizyty u swojego terapeuty, dostaje od niego listę z kilkoma punktami, które musi wykonać, by jej relacje z ludźmi się poprawiły, a ciągła samotność została zastąpiona radością z życia.

 

Bohaterka powieści Caren Lissner ukończyła jedną z prestiżowych uczelni w wieku dziewiętnastu lat, dzięki swojej niebywałej inteligencji oraz mądrości przeskoczyła kilka klas. Być może to wydarzenie spowodowało to, że nie potrafiła się z nikim zaprzyjaźnić. Oceniała z góry ludzi, dopiero plan opracowany przez doktora Petrova zrodził w niej poczucie dążenia do celu. Czy zdołała wykonać choćby mały krok by przełamać swoje uprzedzenia?

 

Powiem szczerze – nie była to najbardziej porywająca książka, jaką czytałam. Niewiele spektakularnych rzeczy się zdarzyło, a akcja toczyła się raczej spokojnie. Czytając miałam wrażenie, jakbym czytała pamiętnik, a nie powieść. Autorka zastosowała narrację pierwszoosobową, co było całkiem dobrym posunięciem. Czytelnik ma okazję dogłębnie poznać myśli głównej bohaterki, a także poznać świat od jej strony. Książka pełna jest opisów, wspomnień i bieżących wydarzeń, w które zaplątana jest Carrie. Nieco mniej doświadczamy dialogów. Nie mniej jednak, nadaje to charakter oraz unikalność historii.

 

Miałam nadzieję na lekką, typową dla nastolatek opowiastkę. Tymczasem otrzymałam nieco cięższą, ale dobrą lekturę. Często odnajdowałam siebie w głównej bohaterce, co mnie szokowało, ale równie często irytowała mnie swoim zachowaniem oraz myślami. Czytelnik obserwuje, jak dziewiętnastoletnia, ale znacznie starsza duchem dziewczyna podejmuje ryzyko wyjścia ze swojej strefy komfortu. Zaimponowała mi i dała wiele do zrozumienia.

 

Przed przeczytaniem myślałam, że Carrie Pilby. Nieznośnie genialna to głupiutka oraz zabawna powieść. Zabawna była, jeśli czytelnik zrozumie poczucie humoru głównej bohaterki. Nie mniej jednak, tą przygodę uznaję ze udaną. Miło było poznać kogoś, kto jest tak bardzo podobny do mnie. Bohaterka zauroczyła mnie i z całego serca życzę jej jak najlepiej.

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Miłość jest wszystkim... tylko nie tym, czego się spodziewasz.

— feeling big smile
Did I Mention I Love You? (Did I Mention I Love You (DIMILY)) - Estelle Maskame

Lubię ciepło i o tej porze roku bardzo tęsknię za latem. Najlepszym sposobem, by przeżyć te zimne dni jest zaszycie się pod kocem z książką. Jesienią oraz zimą czyta się najlepiej opasłe tomiska z zawiłą fabułą, ale ja postanowiłam przeczytać coś lekkiego i letniego.

 

Czy wspominałam, że Cię kocham? stanowi pierwszy tom nowej serii young adult DIMILY autorstwa Estelle Maskatem. Autorka początkowo zamieszczała rozdziały swojej książki na Wattpadzie i tam zyskała grono fanów.

 

Główną bohaterką pierwszego tomu jest Eden Munro, do której pewnego dnia zadzwonił ojciec i zaprosił ją do siebie, żeby spędziła z nim wakacje. Było to o tyle szokujące, że nie interesował się nią przez ostatnie trzy lata. Dziewczyna wahała się, ale ostatecznie zgodziła się i poleciała na kilka tygodni, by poznać nową rodzinę swojego ojca. Była sceptycznie nastawiona, szczególnie do niego, ale z czasem wszystko się zmieniło.

 

Z drugiej strony poznajemy buntownika Taylora, najstarszego syna macochy Eden. Od pierwszego dnia pobytu dał o sobie znać w negatywny sposób. Chłopak jest trudnym człowiekiem, któremu nie można przemówić do rozumu. Robi, co chce, żyje jak chce i doprowadza tym samym swoją matkę do niemal obłędu. Jednak z czasem czytelnik oraz Eden poznaje jego inną, wrażliwą stronę. Coś, co mnie bardzo zaskoczyło oraz wzruszyło. Bo przecież nikt zły się nie urodził.

 

Nowe koleżanki Eden wciągają ją w wir wakacyjnej zabawy. Można powiedzieć, że przeżywa wakacje swojego życia, chociaż taki styl nie bardzo do niej pasuje. Poznaje nowych ludzi, którzy są nią zafascynowani. Zostaje wkręcona w różne, niemieszczące się w głowie sprawy oraz zakochuje się. Poznała kogoś, kto zafascynował ją swoją osobowością, wyglądem i komuś, komu chce pomóc. To nie są zwykłe wakacje, bo po nich również nastąpią wielkie zmiany w jej życiu.

 

Czytelnik nie tylko odkrywa problemy Taylora, ale również Eden. To zwykła dziewczyna, która niczym się nie wyróżnia, ale ma wiele kompleksów. Tęskni za swoją mamą oraz przyjaciółką, ale jej wakacyjne życie zaczyna być coraz lepsze.

 

Czy wspominałam, że Cię kocham? to niewątpliwie historia o trudnej nastoletniej miłości, bo w końcu ta pierwsza na zawsze zostanie w naszej pamięci. W książce zostały przedstawione problemy, które dotykają niektórych z nas, ale ciężko o nich mówić. Poruszany jest temat przemocy w rodzinie oraz uzależnień. Na przykładzie swoich bohaterów Estelle Maskame pokazuje, do czego może doprowadzić kłamstwo oraz zatajanie prawdy oraz jaką wielką moc ma miłość.

 

Moim zdaniem, jest to opowieść, która nadaje się na każdą porę roku. Przeczytałam całość w jeden wieczór i od razu poczułam, że chcę więcej. Wciągnęłam się w wir wydarzeń i trudno było mi otrząsnąć się z nadmiaru emocji. Poruszyła mnie bardzo i nie mogę o niej zapomnieć aż do teraz. Chcę, pragnę, muszę koniecznie przeczytać następną część! Czy wspominałam, że Cię kocham? jest absolutnie genialną powieścią i spodoba się każdemu, kto lubi sięgać po young adult, mnie oczarowała, a nawet zakochałam się w historii, którą stworzyła autorka.

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Girl Online

Girl Online: The First Novel by Zoella - Zoe Sugg

Często ekscytuję się tym, co nie jest dostępne w naszym kraju, jak na przykład najnowsze książki Jamiego Olivera czy czasopisma sygnowane jego nazwiskiem. Pozostaje mi tylko czekać i wydawać naprawdę wysokie sumy pieniędzy na polskie wydania publikacji, spod jego pióra i… chochli. Jakiś czas temu usłyszałam o tym, że jedna z moich ulubionych zagranicznych vlogerek wydała książkę, myślałam, że nigdy nie doczekam się tego iż jej powieść ujrzy światła w polskich księgarniach. Jak bardzo się myliłam!

 

Naprzeciw oczekiwaniom fanów wyszło Wydawnictwo Insignis, które postanowiło wydać swoim nakładem pierwszą powieść Zoe Sugg, która w sieci funkcjonuje również jako Zoella. Jedna ze sławniejszych europejskich vlogerek i blogerek może pochwalić się kolekcją kosmetyków sygnowane swoim pseudonimem, licznymi nagrodami, a od niedawna własną książką. Skoro sprawdza się w nagrywaniu filmów urodowych i lifestalowych, to czy udało się jej równie dobrze spełnić na polu pisarskim? Żeby tego się dowiedzieć, musicie przeczytać dalszą część tekstu!

 

Akcja Girl Online toczy się w sumie niedaleko naszego kraju, bo w Wielkiej Brytanii, a dokładniej w Brighton. Główną bohaterką jest nastoletnia Penny, której pech nie opuszcza ani na sekundę. Pewnego dnia postanowiła założyć bloga, gdyż chciała mieć miejsce, w którym będzie mogła być prawdziwą sobą oraz pisać prawdę, o której nie ma odwagi powiedzieć. Girl Online jest anonimowa i ma rzesze fanów, nie tego spodziewała się bohaterka, ale też nie narzeka. O sekrecie Penny wie tylko jej najlepszy przyjaciel – Elliot. Pewnego dnia rodzice dziewczyny otrzymują niespodziewaną propozycję, która może podratować ich biznes. Oczywiście zgodzili się i w ten sposób Penny, Elliot oraz jej rodzice wyruszają do Nowego Jorku w swoją największą przygodę życia.

 

Gdy zaczęłam czytać Girl Online nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Jedno jest pewne – nie rozczarowałam się. Styl pisania Zoe Sugg przypadł mi do gustu już od pierwszych słów. Pisze lekko, nie używa skomplikowanych słów i zręcznie manipuluje wykreowanymi przez siebie postaciami. To, że Penny pech nie opuszcza widać prawie w każdej sytuacji. Dziewczyna do pewnego momentu nie może sobie z tym poradzić, jednak wyjazd do Nowego Jorku okazał się przełomowy w jej życiu. Według mnie ta powieść nie jest przewidywalna oraz doskonale odzwierciedla Zoe. Ta powieść jest dokładnie jak ona – wesoła, nieprzewidywalna i urocza! Mam ochotę trzymać w objęciach przez cały czas swój egzemplarz, nie odkładać go ani na chwilę oraz czytać w kółko po kilka razy. Już dawno żadna powieść nie wywarła na mnie aż tak pozytywnego wrażenia, jak Girl Online Zoe!

 

Uwielbiam to, że zostały użyte różne formy i nie wszystko jest napisane jednym ciągiem tekstu. Łatwo odróżnić, kiedy do Penny przyszedł sms albo, kiedy pojawił się nowy wpis na jej blogu.

 

Co do bohaterów to chyba nie mam większych zastrzeżeń, wszyscy dokładnie spełniają swoją funkcję. Widać, że autorka postanowiła wpleść w swoją opowieść różne typy osobowości, by lektura nie była nudna oraz przewidywalna. Posunę się nawet do wniosku, że Zoe napisała swoją powieść lepiej od niektórych pisarzy, którzy są od dawna w tym biznesie. Girl Online to lekka, urocza, zabawna i przecudowna opowieść, przy której można się tak bardzo zrelaksować, że nie poczujecie tego, ile czasu minęło. Wciąga już od pierwszej kartki. Nie mogę napisać nic innego, jak to, że jestem do głębi oczarowana i zakochana w Girl Online. Na szczęście to nie tylko głupiutka opowieść, ale porusza również wiele ważnych tematów, jak na przykład anonimowość w Internecie czy przyjaźń oraz to, jak ludzie się zmieniają. Na dodatek wszystko napisane w bardzo przyjemny sposób i czytelnik nie ma ochoty odkładać powieść nawet na sekundę. Nie ma co za dużo zdradzać fabuły, sami musicie przekonać się, jak genialna jest ta powieść!

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

"O przyrodzie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest prosta."

Strefa Skażenia - Richard Preston

Uwielbiam biologię już od dawien dawna, moja miłość do tego wspaniałego przedmiotu narodziła się w szkole podstawowej, podczas lekcji przyrody. Potem, w gimnazjum trafiłam na wspaniałą nauczycielkę, dzięki której ta miłość się umocniła i niczym dziwnym nie było to, że przy wybieraniu szkoły ponadgimnazjalnej szukałam kierunku, dzięki któremu będę mogła kształcić się w zakresie rozszerzonej biologii – i znalazłam, co prawda nie w liceum, bo nie brałam takiego typu szkoły pod uwagę, ale w technikum. Czasami jest ciężko i niestety z biologią mamy ciche dni, podczas których muszę wkuwać metabolizm albo układ kostny człowieka, to i tak z chęcią sięgam po literaturę związaną właśnie z tą dziedziną nauki. Mogę z czystym sumieniem przyznać, że dobrą powieścią dla każdego miłośnika biologii, ale nie tylko, jest Strefa skażenia autorstwa Richarda Prestona.

 

Małe organizmy i rzeczy kojarzą nam się z czymś nieszkodliwym. „Nic bardziej mylnego!” – cytując pana Radka Kotarskiego. To, czego nie widać na pierwszy rzut oka może okazać się czymś, co sieje spustoszenie w ludzkich organizmach, a w najtragiczniejszym wypadku doprowadzić do śmierci i zarażenia innych.

Jakiś czas temu w mediach mogliśmy słyszeć o epidemii wirusa Ebola, świat ogarnęła panika, bo ani nie znamy dokładnego pochodzenia tegoż wirusa ani nie mamy lekarstwa, które mogłoby uleczyć rzeszę ludzi zarażone nim. Jednak warto poszerzyć swoją wiedzę, by dowiedzieć się, z czym tak naprawdę walczymy, dowiedzieć się jak najwięcej o wrogu, który czeka przyczajony by zaatakować.

 

Richard Preston w swojej książce prezentuje czytelnikowi przebieg badań nad tym wirusem, razem z narratorem cofamy się do prawdopodobnego początku, kiedy to Ebola zaatakowała po raz pierwszy. Wnikliwie podglądamy zachowania i czynności, które wykonywały osoby, które były blisko wirusa. Zwiedzamy laboratoria, w których go badano, poznajemy naukowców, lekarzy, żołnierzy i zwykłych ludzi, którzy przyczynili się do jego identyfikacji.

 

Według mnie, najbardziej przerażającą rzeczą w tej książce jest to, że całkowicie została oparta na faktach, ale jednocześnie fascynowała mnie jeszcze bardziej. Z początku byłam przygotowana na w pełni wymyśloną powieść, ale gdy tylko przeczytałam wstęp poczułam zachwyt i zaciekawienie. Autor dostarcza czytelnikowi wyczerpujących wiadomości na temat Eboli, skutków, które wywołuje oraz odmian, które istnieją. To naprawdę przerażająca książka, czasami trochę obrzydliwa, ale co najważniejsze – prawdziwa. Uwielbiam takiego typu literaturę i mam nadzieję, że trafię na inne, podobne, genialne wydania.

 

Autor zaznacza, że postacie pojawiające się na kartach książki są również prawdziwe i z niektórymi konsultował się w sprawie ich przemyśleń. Moim zdaniem pan Preston stanął na wysokości zadania, a dowodem na to jest Strefa skażenia.

 

Książka ta z pewnością nie jest dla każdego. Polecam ją osobom, które interesują się tematem Eboli albo biologii, albo tym, którzy czują, że to po prostu ich klimaty. W swoim otoczeniu nie mam nikogo, komu mogłabym pożyczyć Strefę skażenia, ale mam szczerą nadzieję, że Wy dacie się skusić, jednak pamiętajcie – nic na siłę, bo inaczej nie dostąpicie zaszczytu delektowania się lekturą tej wspaniałej książki.

 

Polecam!

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Talon

Talon - Julie Kagawa

Często mam tak, że gdy wymagam od jakieś powieści tego, żeby była wspaniała to rozczarowuję się. Tak było w przypadku Ostatniej spowiedzi Niny Richter czy Gwiazd Naszych Wina Joha Greena. Owszem, spodobały mi się, ale bez efektu WOW i fajerwerków. Po prostu kolejne opowieści na moim czytelniczym koncie. Tak więc, gdy dowiedziałam się, że Talon autorstwa mojej absolutnie jednej z ukochanych pisarek zostanie wydany w Polsce, cieszyłam się bezgranicznie. Moim przeznaczeniem było przeczytanie tej powieści, a głównym celem zdobycie jej. Na szczęście wszystko potoczyło się po mojej myśli i otrzymałam egzemplarz recenzencki książki, na którą czekałam tak długo.

 

Zacznijmy od tego, że Talon to tajna i wielka organizacja, do której nie należą ludzie, ale stworzenia o wiele, wiele potężniejsze. Znajdują się wyżej w łańcuchu pokarmowym, a legendy nazywają je smokami. Jak widać, legenda okazała się jednak prawdziwa. Naprzeciw Talonowi stoi Zakon Świętego Jerzego, którego rycerze, a raczej żołnierze od dawien dawna polują na te mityczne stwory, które często ukrywają się pod powłoką zwykłego człowieka.

Do Cresent Beach w słonecznej Kalifornii przyjeżdża rodzeństwo Hillów – Ember oraz Dante. Jednak nie zjawili się tutaj w celach czysto wypoczynkowych, ale dlatego by poznać zachowania ludzi, nauczyć się ich i zasymilować z otoczeniem. W mniej więcej tym samym czasie i w tym samym mieście pojawia się dwóch nietypowych mężczyzn, którzy mają do wypełnienia tajną misję.

 

Uwielbiam w stylu pisania Julii Kagawy to, że wybiera nietuzinkowe postacie i robi z nimi to, co chce. Po przeczytaniu Żelaznego Króla i Żelaznej Córki byłam urzeczona tą historią, stylem, jakim posługuje się oraz tym, jak wciąga czytelnika do swojej opowieści. Jedne z najwspanialszych i najcudowniejszych książek, które miałam okazję czytać, czuję do nich wielki sentyment oraz strasznie cierpię przez to, że kolejne tomy nie zostały wydane w naszym kraju. Wracając do Talonu, miałam wielkie oczekiwania względem tej powieści. Miałam nadzieję, że będzie tak samo genialna jak inne Kagawy, że autorka znowu wykreuje postacie, które nie są popularne w literaturze młodzieżowej, a przede wszystkim miałam nadzieję, że ze słów utka interesujące komplikacje bohaterom i wykreuje bajkowy, słodki romans. Szczerze mówiąc byłam zaskoczona tym, że wybrała smoki na bohaterów kolejnej powieści, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim motywem, dlatego tak bardzo nie mogłam doczekać się lektury tejże powieści.

 

Ember i Dante są bliźniakami, nigdy się nie rozstają, są najlepszymi i jedynymi swoimi przyjaciółmi. Jednak w trakcie lektury można zauważyć, jak wiele ich różni. Nie są tacy sami, co czasami wprawia w osłupienie czytelnika. Ona chce poczuć się prawdziwą nastolatką i zasmakować życie w Cresent Beach tak bardzo, jak się da. On jest stonowany, poważny oraz bezgranicznie ufa Talonowi. Dziewczyna w pewnym momencie zaczyna mieć wątpliwości, co do zamiarów organizacji, w której się znajduje, co powoduje masę wydarzeń, które nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od lektury.

 

Według mnie Talon to wspaniała, bajkowa, tragiczna, niezwykła i cudowna historia, jakiej potrzebowałam. Jednak nie dorównuje innym powieścią Kagawy, które czytałam wcześniej po kilka razy. To na pewno ten sam styl pisania, długie i czasami zawiłe opisy, które wprowadzają czytelnika w świat bohaterów, bez nich ta powieść nie wpasowałaby się w twórczość autorki. Nie mniej jednak czegoś mi brakowało i zasmuciło mnie to, że w niektórych momentach opowieść ta była do bólu przewidywalna, a Ember po prostu naiwna. Jednak inne postacie oraz wątek miłosny wynagradza wszystko. Totalnie zakochałam się w Riley’m, jest moim kolejnym bohaterem, z którym chciałabym się spotkać i poznać. Oczarował mnie swoją osobowością. Jest po prostu cudowny. Nie brak w Talonie bohaterów płci męskiej, dlatego raczej każda czytelniczka znajdzie swojego faworyta. Nie ma innej opcji. Narracja użyta w Talonie jest pierwszoosobowa, ale wypowiada się wiele postaci, dzięki czemu wydarzeniom można przyjrzeć się z różnych perspektyw.

 

Uwielbiam, bardzo uwielbiam i nie mogę doczekać się kolejnego tomu. Bardzo tęskniłam za piórem Julii Kagawy, a moje serce w tym momencie krwawi czekając na następną część przygód Ember. Jestem ciekawa, co dalej wymyśliła autorka, bo zakończenie Talonu jest otwarte i nieprzewidzialne.

 

Polecam! 

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Niezbędnik obserwatorów gwiazd jednak bardzo zbędny.

Niezbędnik obserwatorów gwiazd - Matthew Quick, Joanna Dziubińska

Niezbędnik obserwatorów gwiazd – szczerze mówiąc w pierwszym momencie ktoś może pomyśleć, że to nie powieść skierowana do młodzieży, a jakiś poradnik astronomiczny. Uwielbiam, gdy tytuł stwarza takie niejednomyślne wrażenie, ale jednocześnie nawiązuje w jakimś stopniu do treści książki.

Drugiej nieco mniej sławnej powieści Quicka byłam bardzo ciekawa, dlatego nie zawahałam się, gdy pewna użytkowniczka LC chciała mi ją oddać w ramach wymiany. Niezbędnik… nawet długo na półce nie leżał, pewnego weekendu postanowiłam go po prostu przeczytać, ale niestety moje dobre nastawienie nie zostało w pełni wykorzystane.

 

Razem z bohaterami znajdujemy się w Bellmont, niezbyt ciekawym miejscu na Ziemi, gdyż, jak tylko źle się na kogoś spojrzysz może to niedobrze skończyć się dla ciebie i twojej rodziny. Narratorem a zarazem główną postacią jest Finley, małomówny chłopak, który mieszka z dziadkiem i ojcem. Jedyną osobą, która ze spokojem znosi milczenie chłopaka jest Erin, którą można nazwać dziewczyną Finleya, chociaż łączy ich dziwny związek. Ich życie nie jest usłane różami, dlatego pragną jak najszybciej wydostać się z tego okropnego miasta. Jednak pewnego dnia, do domu głównego bohatera przyjeżdża jego trener koszykówki i ma do niego bardzo nietypową prośbę.

 

Spodobało mi się to, że Niezbędnik obserwatorów gwiazd nie jest kolejną opowieścią o nastolatce z problemami spowodowanymi burzą hormonów. Autor całkiem ciekawie wykreował postać, jaką jest Finley, ponieważ od samego początku do chyba końca stanowił dla mnie nie lada zagadkę. Jego przeszłość, która do pewnego momentu w ogóle nie była poruszana nagle została odkryta przed czytelnikiem, dzięki czemu po długiej drodze domysłów mogłam nasycić się ciekawymi i zaskakującymi informacjami. Trochę zasmuciła mnie zmiana w jego zachowaniu i charakterze, bo miałam wrażenie, że zamiast iść do przodu cofnął się. Może w ten sposób Quick chciał przekazać coś ważnego swoim czytelnikom?

 

Natomiast nie spodobała mi się koncepcja związku, w jakim byli Finley i Erin, bo bardzo kogoś mi przypominają, a nie są to pozytywne skojarzenia. Kiedy sięgam po taką książkę oczekuję trochę słodkiego i uroczego uczucia, a te przedstawione w tej książce było według mnie bardzo dziwne – zrywać ze sobą podczas sezonu, serio? Gdy przedzierałam się przez kolejne strony miałam coraz bardziej dosyć lektury, jednak intrygował mnie wątek Numeru 21 i tego, jakie zmiany nastąpią w jego życiu.

 

Nie mniej jednak końcówka spodobała mi się, była dokładnie taka, jakiej oczekiwałam, czyli urocza i radosna. Oryginalny tytuł bardziej mi się podoba oraz myślę, że bardziej nawiązuje do głównej myśli powieści Quicka niż polska wersja, która trochę przeraża ilością użytych znaków. Może dodatkowym atutem dla niektórych będzie to, że opowieść ta została wydana na ładnie pachnącym papierze i użyto dosyć dużej czcionki, za czym akurat nie przepadam.

 

Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała wracać do lektury Niezbędnika obserwatorów gwiazd, bo wywołuje we mnie bardzo negatywne emocje i przypomina o tym, o czym chcę zapomnieć. Powieść jako tako spodobała mi się, ale bez rewelacji, doczytałam ją do końca tylko, dlatego, że ciekawiła mnie przeszłość i przyszłość Finleya oraz tajemniczego Numeru 21. Podczas gdy w większości książek bohaterowie zmieniają się na lepsze, tutaj w każdym przypadku odbywało się to inaczej. Nie mniej jednak, życzę Finleyowi szczęścia i pomyślności, bo my już nigdy więcej się nie spotkamy.

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Odnaleźć się w świecie, który stał się inny

Timebound - Rysa Walker

Podróże w czasie to naprawdę nietypowa powieść, bo jeszcze z taką ilością nowych informacji oraz ze stworzeniem własnego świata nie spotkałam się wcześniej zbyt wiele razy. Cudowne było to, jak autorka postanowiła zmienić na pozór zwykłe życie przeciętnej nastolatki, ale jednocześnie zostawiła jej stały punkt odniesienia, jakim była babcia. Oprócz fabuły atutem jest okładka, która oczarowała mnie od pierwszej chwili. Spodobały mi się połączenia kolorów oraz nawiązanie do treści i na szczęście obyło się bez dziwnych ludzkich postaci, za którymi osobiście nie przepadam, gdy mają zdobić przednią część książki.

 

Oprócz bieżących wydarzeń, razem z bohaterką cofamy się w przyszłą przeszłość – nie wiem jak mam to nazwać, bo dla niektórych postaci jest to przeszłość, a dla innych przyszłość. Zagmatwanie czasowe towarzyszyło mi dość długo podczas lektury, jednak nijak nie przeszkadzało mi to w odbiorze, a często zwracam na to uwagę. Dzięki uprzejmości Katherine, czyli babci Kate, bohaterka ma możliwość przeczytania licznych pamiętników i zapisów podróżników w czasie, co powoduje, że lektura nabiera ładnych rumieńców. Uwielbiam takie dodatki, podczas czytania, bo to też czyni powieść niezwykłą. Czytelnik ma do czytania z kilkoma ciekawymi wątkami, m.in. miłosnym, ale również znalazło się miejsce na ciekawy zagadkowy, który stanowi nielada gratkę dla każdego. Razem z bohaterami odkrywamy złe zamiary pewnego mężczyzny, który być może okaże się kimś ważnym w życiu Kate.

 

Podsumowując, fabuła, wykonanie, okładka oraz obszerność bardzo mi się spodobały, to wielkie atuty, które powinny skłonić was do lektury, niestety jak zwykle mam problem z główną postacią, bo chyba jeszcze nie trafiłam na takiego bohatera literackiego, do którego nie miałabym zastrzeżeń. Nie mniej jednak gorąco polecam przeczytanie Podróży w czasie, bo jest to cudowne wprowadzenie do nieziemskiej serii książek, które w moim czytelniczym sercu prawdopodobnie zajmą wysokie miejsce.

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Niezgodna

Niezgodna  - Veronica Roth

W miarę upływu lat wybory, których musimy dokonać zmieniają się i czasami okazują się trudniejsze od poprzednich. Dla mnie problemy z podejmowaniem tych poważniejszych decyzji nadeszły, gdy kończył się mój czas w gimnazjum. Myślenie nad tym, kim chcę zostać w przyszłości i w jakim kierunku ciągnąć dalej moją edukację było chyba jednym z gorszych okresów, jakie przeżyłam. Na szczęście teraz wszystko jest ok i nie mam pojęcia, dlaczego się tego bałam. Z pewnością dokonałabym takiego samego wyboru jeszcze raz, bo spodobało mi się to, co robię. Może nie zostanę nikim sławnym, ale przynajmniej będę robić to, co lubię, a to chyba najważniejsze.

 

Szesnastoletnia Beatrice również staje przed życiowym wyborem. Najpierw przechodzi przez test przynależności, gdzie uzyskuje dosyć niespotykany wynik, który zaskoczył nie tylko ją. Niestety musi go ukrywać, bo oznajmienie światu takiej nowiny może źle się dla niej skończyć. Należąc do Altruizmu całą siebie zawsze musiała oddawać innym – takie jest założenie frakcji, w której się urodziła i wychowała, jednak czuje, że nie pasuje do tego świata. Pociąga ją niebezpieczeństwo, adrenalina i prawdziwa wolność, której nie zaznała będąc Altruistką. Czuje się związana ze swoją rodziną – mamą, ojcem i bratem, ale ma potrzebę bycia po prostu sobą, chce oddychać pełną piersią. Dlatego w dniu wyboru, kiedy to nastolatkowie mogą samodzielnie wybrać frakcję albo pozostać w tej, w której się urodzili Beatrice dokonuje wyboru, którego nikt się po niej nie spodziewał. Staje się Nieustraszoną a to dopiero początek jej nowego, pełnego zawiłych zdarzeń życia.

 

O Niezgodnej słyszał już chyba każdy, nie sposób uchronić się przed zalewającą facebooka ilością fanpage na temat tej książki czy filmu. To trochę denerwujące, bo prawdziwą sławę historia Veronicy Roth zyskała dopiero po wejściu na ekrany kin. Owszem, ekranizacja była ciekawa, obejrzałam ją przed przeczytaniem książki i nie mam z tym większego problemu, bowiem priorytet, jakim stało się przeczytanie papierowej wersji stał się naprawdę ważny w moim życiu. Chciałam (a wręcz musiałam) się dowiedzieć jak dalej potoczy się życie Tris po dosyć zaskakującym zakończeniu części pierwszej. Czytanie zaczęłam od pierwszego tomu, co zresztą widać. Czasami miałam wrażenie jakbym w mojej głowie oglądała film, jednak po ponownym jego obejrzeniu zauważyłam zmiany, jakie zostały wprowadzone. Jednak nie zmniejszyło to mojego entuzjazmu, ponieważ Niezgodna stała się czymś niezwykłym dla mnie.

 

Nie wiem jak opisać niezwykłość tejże lektury, być może akcja, która toczyła się bardzo szybo skutecznie mnie zauroczyła i omamiła Byłam pod wrażeniem wydarzeń, jakie wykreowała autorka, co więcej, podczas czytania nie miałam ani chwili na zastanowienie się tylko biegałam wzrokiem po wyrazach niczym maratończyk. Wówczas nie liczyło się nic innego jak tylko dotrwać do końca i zacząć następną część, bo nawet, jeśli nie macie jej w swoim zasięgu to najważniejszą potrzebą staje się jej zdobycie i przeczytanie.

 

Moim zdaniem, Niezgodna to dobre a nawet bardzo wprowadzenie do trylogii o tym samym tytule. Poznałam bohaterów, których po prostu uwielbiam. Szczególnie za charakter, który nadała im Veronica Roth oraz za to, że potrafili podejmować odpowiednie decyzje żyjąc ze samym sobą w zgodzie. Z całej trylogii to chyba najlżejsza i najdelikatniejsza część, oczywiście występują tutaj liczne walki i tragedie, ale w następnych tomach są one według mnie bardziej uwypuklone i rozrastają się na większą skalę. Trudno mi pisać o Niezgodnej nie odwołując się do kolejnych części, które już prawie mam za sobą (podczas tego, gdy piszę kończę Wierną).

 

Myślę, że Niezgodna to kawał dobrej powieści dla… raczej każdego. Może nie należy do najbardziej ambitnej literatury, ale nie po taką sięgam, kiedy chcę się zrelaksować. Nie jest też przerażająco głupia, bo i bohaterowie tacy nie są. Znajdziecie tutaj brutalność, nienawiści, chęć zmiany a nawet miłość. Połączenie niemal przypominające sałatkę. Wrzucasz kilka składników, dodajesz majonez czy dobry sos i gotowe! Nie mogę sklasyfikować tej powieści inaczej jak: świetna dla każdego.

 

A co do podobieństw z Igrzyskami Śmierci: obie trylogie łączy to, że akcja rozgrywa się w odmiennej rzeczywistości niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni oraz bohaterowie, których cechuje odwaga, ale również młody wiek.

 

Polecam!

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Endgame. Wezwanie.

Endgame. Wezwanie - James Frey

Kiedy czuję, że dany tytuł jest idealny dla mnie to tak jest i kropka. Nie ma co się ze mną spierać tylko dać mi książkę bym mogła zaspokoić swoje czytelnicze rządze. Tak po prostu, wyssę z niej wszystko i nasycę do granic swoich możliwości jak wampir krwią. Czy to tak wiele? Na ogół brakuje tylko tej odpowiedniej książki, ale nie tym razem! Trafiłam na egzemplarz, który przykuł moją uwagę już w pierwszej chwili, gdy zobaczyłam go w zapowiedziach na stronie wydawnictwa. To jest miłość od pierwszego ujrzenia. Definitywnie.

 

Kiedy wreszcie Endgame do mnie dotarło na świecie nie było szczęśliwszej osoby ode mnie. Złoto, które odbija w świetle książka jest tak hipnotyzujące oraz magnetyczne, że zainteresowała nie tylko mnie, ale osoby, które akurat przebywały ze mną w jednym pokoju. Ba! Książka ta zainteresowała mojego nieczytającego kolegę, kiedy jechaliśmy razem pociągiem a to już chyba coś, nie? Można powiedzieć, że Endgame posiada zwyczajną, ale niebanalną okładkę, która ma w sobie coś, co przyciąga uwagę wszystkich. To po prostu jest magiczne i nie do opisania słowami, które znam. Nie umiem określić więzi, która narodziła się między mną a tą niezwykłą historią, która została opisana na zaledwie 512 stronach. Zaledwie, bo to stanowczo za mało, a ja jestem jak prawdziwy narkoman – łaknę więcej i nie ważne, ile będzie mnie to kosztować.

 

Endgame to gra, w której bierze udział 12 młodych ludzi. Otrzymali pewne znaki, że właśnie się zaczęła. Nie każdy z nich jest szczęśliwy z tego powodu. Ich wiek waha się pomiędzy 13 a 20. Każdy z nich w prostej linii pochodzi od różnych starożytnych cywilizacji, życie poświęcili na szkolenia, które mają im pomóc w wygraniu tej morderczej gry. Inaczej nie da się powiedzieć, a przysłowie, które idealnie oddaje ideę tejże rywalizacji to: po trupach do celu, a w tym przypadku zapomnijcie o używaniu przenośni tylko weźcie ten frazeologizm na poważnie. Stawka, o którą walczą jest naprawdę wysoka.

Na początku autorzy wprowadzają nas w dziwny świat, który stworzyli. Było mi trochę ciężko przyzwyczaić się i wpaść w tą powieść, ale tylko na początku. Potem poszło już z górki. Gdy zaczęłam czytać tak nie potrafiłam przestać, lektura okazała się dla mnie czymś niezwykłym, czego już długo nie czułam, świetnym i zapierającym dech w piersiach. W sumie podobne odczucia miałam po lekturze Przeglądu Końca Świata, który okazał się dla mnie przełomową trylogią.

 

Opowieść ma dosyć dziwną formę, to znaczy narracja jest prowadzona z perspektywy różnych bohaterów. Autorzy nie skupiają się tylko na jednym z nich, ale skutecznie skaczą pomiędzy postaciami i przerywają zawsze najciekawszym momencie. Czasami czułam się jakbym oglądała film na TVN czy Polsacie, gdzie zawsze reklamy następują w najbardziej intrygujących momentach. Nie powiem, trochę mnie to irytowało, ale i tak nie potrafiłam się oderwać od lektury, bo to było po prostu COŚ. Po drugiej pozbyto się jakichkolwiek akapitów przez co powieść ta wygląda jakby nie przeszła korekty i małych zabiegów upiększających.

 

Uwielbiam autorów za każdą z postaci, którą stworzyli. Utwierdzili mnie w przekonaniu, że pozory mylą, nawet, gdy nie mam do czynienia z realnymi postaciami tylko książkowymi. Na początku myślałam, że pewien chłopiec jest raczej normalny i w sumie całkiem przyjazny dla świata, ale gdy zaczęłam czytać o torturach, które przeprowadzał na kimś innym trochę zaczęło mi się robić niedobrze i czułam ścisk w żołądku. Poza tym byłam pod wrażeniem przeszkód, jakie duet pisarski postawił przed bohaterami. Wybieranie między śmiercią a życiem chyba nigdy nie będzie należeć do łatwych wyborów a także zdziwiło mnie, że znaleźli miejsce na miłość. Na szczęście autorzy nie rozwijali tego wątku zbyt szczegółowo i nie zrobili z takiej dobrej książki rzewnego romansu.

 

Tak, Endgame to książka, jakiej świat nie widział! I nie zobaczy, bo genialność oraz blask tej powieści przytłacza inne. Nie można obojętnie obok niej przejść, rzuca się w oczy i oślepia złotem, w którą jest ubrana.

 

Podziękowania również należą się wydawnictwu za to, że wybierają świetne historie, które wydają na naszym, polskim rynku. Na żadnej książce wydanej pod szyldem Wydawnictwa SQN nie zawiodłam się i mam nadzieję, że tak zostanie.

 

Polecam!

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Mężczyzna z tatuażem

Mężczyzna z tatuażem - Jack Sharp

Przeczytanie książki, o której dzisiaj Wam trochę opowiem pchnęło mnie do myśli, że blogowanie to takie jakby dziennikarstwo. Nie piszemy prosto do gazet czy nie nagrywamy od razu dla telewizji, ale piszemy i publikujemy nasze wytwory w taki sposób, że każdy ma do nich dostęp. Nie znaczy to, że od teraz mianuję siebie na stanowisko dziennikarki książkowej, ale może kiedyś to blogerzy będą mieli większą siłę przebicia i będziemy „kontrolować” świat tak jak ekipa Przeglądu Końca Świata. Ciekawe, ciekawe. Jeszcze trochę nad tym podumam i po raz kolejny moje abstrakcyjne myślenie da o sobie znać. Tak czy inaczej, dziennikarstwo to ciekawy zawód, nieraz pełen przygód, niesamowitych przeżyć, ale również ciężkiej pracy a nawet doprowadza do narażenia własnego życia.

 

Paul Lemaitre jest szczęściarzem, wygrał wycieczkę do Portugalii w konkursie sms, na którą wybrał się wraz z ukochaną żoną. Niestety sielanka nie trwa zbyt długo, bo małżeństwo jest światkiem morderstwa. Tak po prostu zepchnięto mężczyznę z urwiska. Bohaterowi uaktywniają się dziennikarskie cechy charakteru i przeszukuje przed policją pozostawione przez zamordowanego rzeczy. Odnajduje portfel i tak zaczyna się jego największa dziennikarska wyprawa. To, co usłyszy, zobaczy, do czego dotrze, kogo pozna na zawsze zmieni jego dotychczasowe życie. Niestety nie mogę zbytnio rozpisywać się nad fabułą, gdyż każdy mały szczegół może sprowadzić do wielkiego, dzikiego, nieokiełznanego wysypiska spoilerów, a przecież tego nikt nie chce.

 

Od pierwszej strony książki nie za bardzo wiedziałam, w co się pakuję. Szczerze? Byłam nawet odrobinę sceptycznie nastawiona aż do czasu, kiedy akcja nabrała tempa, którego brakowało mi w początkowych rozdziałach. Paul pędził od jednej poszlaki do drugiej i tak cały czas. Podobało mi się, bo nie było czasu na nudę. Autor przygotował dla czytelnika wiele wątków, które pod koniec lektury nabierają większego sensu i spójności niż wcześniej. To niebywałe, że do ostatnich rozdziałów nie miałam pojęcia jak pan Sharp rozwiąże zagadki, które sam opracował.

 

Moim zdaniem, gdy ktoś zabiera się za pisanie powieści sensacyjnej musi bardzo wierzyć w swój talent i inteligencję, bo powiedzmy sobie to szczerze – nie każdy nadaje się do pisania takich książek, szczególnie z taką ilością tajemnic, jakiej doświadczyłam podczas czytania Mężczyzny z tatuażem. Wykazał się znajomością historii, a w szczególności okresu II wojny światowej, która tutaj stanowi podstawę opowieści.

 

Byłam pod wrażeniem bohaterów, których wykreował autor. Szczególnie tytułowego mężczyzny z tatuażem, podczas gdy narracja była prowadzona z jego punktu widzenia lektura doprowadzała mnie do małej ekscytacji i nie miałam ochoty odrywać się choćby na chwilkę. Zaintrygował mnie od pierwszej zamówionej kawy, zresztą nie tylko mnie, ale wszystkie postacie, które miał przyjemność (lub nie) spotkać. To wspaniałe poznać takiego bohatera, który przeszłym życiem zainteresował mnie od tak, czasami dał mi trochę do myślenia. Bardzo mi się to spodobało, poza tym w tych niektórych momentach lektura po prostu nabierała takiej lekkości, ale mądrości jednocześnie. Nie okazała się tylko ślepym i szybkim podążaniem za wskazówkami, ale czymś o wiele lepszym.

 

Tak tutaj zachwycam się Mężczyzną z tatuażem, ale niestety ta pozycja nie wywołała u mnie wielkich dreszczy emocji. Po prostu wciągnęła w swój świat, jednak boje się tego, że już niebawem zapomnę, kim był Paul, do czego doszedł, bo opisana historia po prostu mi się spodobała. Cieszę się, że sięgnęłam po tą książkę, bo było warto. Jest idealna na jesienny wieczór przy ciepłym napoju, który ogrzeje czytelnika a lektura dodatkowo okaże się rozgrzewająca.

 

Polecam!

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Powód by czytać

Powód by oddychać - Rebecca Donovan

Myślę, że większość osób, które przeczytają poniższy tekst nie lubią być ograniczane. Wolność wyboru to chyba najważniejsza rzecz, jaką chcemy posiadać lub już ją mamy. W końcu to nasze życie i możemy robić z nim, co nam się żywnie podoba, jednak jednocześnie powinniśmy liczyć się z konsekwencjami popełnianych czynów. Każda decyzja niesie za sobą jakieś skutki, ale jeżeli nasza wolność jest ograniczona to, co należy z tym zrobić? Walczyć czy wręcz przeciwnie? Poddać się na starcie?

 

Nastoletni ludzie, szczególnie ci pokazywani w amerykańskich filmach, za wszelką cenę pragną zaistnieć w swojej szkole. Czy przez dołączenie do najlepszych klubów albo obracanie się w towarzystwie najpopularniejszych ludzi. Emma, bohaterka książki Rebeccy Donovan, taka nie jest. Za wszelką cenę chce zmieszać się z tłumem uczniów by nikt jej nie zauważył. Poprzez noszenie bluzek z długimi rękawami chce zakryć sekret, który kryje się za drzwiami domu, w którym mieszka. Kilka miesięcy temu znalazłam cytat „Przemoc nie ma płci” – to zdanie idealnie wpasowuje się do treści Powodu by oddychać. Główna bohaterka jest terroryzowana przez swoją ciotkę, która oskarża ją o wszystko. Emma nie może zrobić niczego ani zjeść czegokolwiek co nie jest wpisane na jej listę czy do planu lekcji. Moim zdaniem takie zachowanie bardzo ogranicza artystyczną a także sportową naturę głównej postaci aż do pewnego momentu, w którym spotyka nowego ucznia szkoły, do której uczęszcza – Evana. Jej życie zaczyna nabierać barw a twarz przyozdobiona jest pięknym uśmiechem. Niestety dziewczyna ciągle obawia się konsekwencji, które czekają na nią za drzwiami zamieszkiwanego budynku. Niestety nie można uznać tego pomieszczenia za miejsce, które większość z nas nazywa domem w sensie takim bardziej emocjonalnym. Emma nie chce wracać do tego domu i czas w szkole zawsze przedłuża do maksimum.

 

Nie mogę ukryć tego, że wątek miłosny gra główne skrzypce w tej powieści. Jednak moim zdaniem został ciekawie opracowany, choć czasami był nużący i miałam ochotę rzucić książką w kąt przez takie banalne niedopowiedzenia czy kretyńskie wybory Emmy. Bohaterka przechodzi prawdziwą przemianę, z zamkniętej w sobie osoby w prawie prawdziwą duszę towarzystwa, jednak stale zostając przy swojej przyjaciółce Sarze. Niezdecydowanie głównej postaci doprowadzało mnie do małych ataków szału, ale przez wciągającą historię i wybory, których dokonywała nie mogłam powstrzymać się od lektury. W pewnych momentach miałam wrażenie, że konflikt zbudowany głównie przez ciotkę Emmy został zażegnany, ta ponownie wkracza z buciorami w „nowe” życie bohaterki i skutecznie wszystko psuła.

 

Dziękuję autorce, że do swojej historii dodała wiele trudnych, ale także ciekawych postaci. Bez nich powieść zostałaby spłycona do zwykłego romansidła dla nastolatek. Pierwszą taką bohaterką jest Carol, czyli ciotka Emmy. Kobieta, która na pewno ma problemy z psychiką i zachowuje się jakby w jednym ciele znajdowały się dwie osoby o całkowicie odmiennym charakterze. Z jednej strony jest kochającą matką i cudowną żoną, taką o której marzy pewnie każdy mężczyzna, lecz z drugiej strony zamienia się w bardzo złą osobę. Niezrównoważona psychicznie, która potrzebuje pomocy specjalisty. George to brat ojca Emmy, czyli jej wujek oraz mąż kobiety, o której wcześniej wspomniałam. Dziwny to przypadek, gdyż niewiarygodne jest to żeby być tak ślepym na nieszczęście panujące we własnym domu a na dodatek tak bardzo podporządkować się kobiecie. Matka Emmy została trochę pominięta w tej historii, ale zjawiła się parę razy, więc czytelnik może ją poznać. Związek córki i matki został trochę w tragiczny sposób opracowany, ale za to bardzo ciekawie. Interesuje mnie to jak potoczą się losy matki i córki. Czy ta pierwsza ogarnia się na dobre i czy ta druga wybaczy jej błędy z przeszłości.

 

W Powodzie by oddychać czytelnik spotyka całą plejadę charakterów a autorka przekonuje go do tego, że zło nie czai się tylko w męskim przebraniu. Pisarka przeprowadziła ciekawy zabieg, przez który pokazała to, że kobiety potrafią być równie okrutne oraz zwróciła uwagę na problemy współczesnej młodzieży. Często zdarza się tak, że w rodzinach o statusie „dobrej” dzieje się wiele złego a ta powieść jest tego idealnym przykładem. To bardzo mi się spodobało, jednak jak już wspomniałam wcześniej nie za bardzo przypadł mi do gustu wątek miłosny. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach będzie on miał wyraźniejszy charakter.

 

Moim zdaniem, nie jest to chwytająca za serce opowieść, przynajmniej moje nie zostało jakkolwiek oczarowane, natomiast zgodzę się, że Powód by oddychać jest historią pełną trudnych emocji i decyzji. Polecam każdemu, kto ma ochotę wkręcić się w kolejną historię miłosną, ale o bardziej dramatycznej podszewce.

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Szukaj mnie wśród lawendy: Zuzanna

Szukaj mnie wśród lawendy - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Lubię to, że prowadzę bloga o książkach. Może moje teksty nie są najlepsze i nie jestem znaną blogerką, ale dzięki temu, że tutaj jestem poznałam moją cudowną siostrę – Natalie Rosa. Jedną ze wspaniałych rzeczy jakie idą z tym, że mam możliwość wyrażenia swojego zdania to współprace z wydawnictwami. Dzięki temu jestem na bieżąco z nowościami wydawniczymi oraz interesującymi mnie książkami. W sumie bez tego też bym była, bo biblioteki w moim mieście są świetnie zaopatrzone, a panie tam pracujące dokładnie znają potrzeby osób korzystających z tego wspaniałego miejsca. To niesamowite, kiedy wydawca podejmuje się współpracy właśnie z tobą. Co za tym idzie, czasami blogerzy otrzymują egzemplarze przedpremierowe różnych powieści i jako pierwsi, przed resztą społeczeństwa mają możliwość zatopić się w lekturze książki, która dopiero wyjdzie na rynek. Dla mnie niesamowite było to, że mogłam przeczytać najnowszą powieść mojej ulubionej polskiej autorki. Przewspaniałe uczucie, którego prawdopodobnie nigdy nie zapomnę!

 

Szukaj mnie wśród lawendy: Zuzanna rozpoczyna trylogię pod tym samym tytułem. W każdym z tomów czytelnik ma okazję poznać jedną z sióstr Skotnickich. Pierwszy jak widać jest poświęcony Zuzannie, która pracuje w firmie farmaceutycznej a czynność ta zajmuje większość jej czasu. Kobieta jest całkowicie pochłonięta tym, gdzie pracuje i nie ma czasu nawet dla rodziny. Codziennie wraca do pustego domu, a chyba nie każdy chciałby podzielać taki los. Na szczęście pod wpływem kilku wydarzeń i decyzji Zuza postanawia wyrwać się na urlop do cudownej Chorwacji razem ze swoimi siostrami, a tam jak grom z jasnego nieba pojawia się jej największa i dawno utracona miłość.

 

Przeczytałam kilka książek pani Lingas-Łoniewskiej i chyba przez to mogę jakoś wypowiedzieć się na temat tej. Pierwsze co rzuca się w oczy to to, że Zuza i Robert wcześniej się znali, więc autorka nie przedstawia czytelnikowi ich znajomości od początku tak jak to miało miejsce w innych jej powieściach. To miła odmiana i zatarcie jakiegoś schematu.

 

W innych książkach spod pióra pani Agnieszki czytelnik miał również okazję zatopić się w większym lub mniejszym wątku kryminalnym. Nie powiem, bo zawsze był on świetnie wykreowany i dopracowany. W sumie nie wiem co bardziej podobało mi się w tamtych powieściach – wątek miłosny czy kryminalny. Oba zawsze ciekawe i zaskakujące, szczególnie przy historiach, które zostały napisane w kilku tomach, jak na przykład Zakręty losui, czyli trylogia którą darzę wielkim uczuciem. Wracając do Lawendy – w powieści tej autorka nie zaserwowała nam kolejnego mrożącego krew w żyłach i szarpiącego nerwy wątku kryminalnego, ale skupiła się za to na tym miłosnym.

 

Przepraszam bardzo, ale uwielbiam te babskie czytadła. Uwielbiam czytać o tej pięknej i czasami trudnej miłości, którą darzą siebie bohaterowie. Opowieści te dają nadzieję, poprawiają humor i podnoszą na duchu – tak samo jest w przypadku Szukaj mnie wśród lawendy. Autorka udowodniła, że warto wierzyć w miłość i dać komuś jeszcze jedną szansę. Uwielbiam to, że tak łatwo manipuluje postaciami, którzy zachowują się tak prawdziwie jakby żyli poza kartami książki. Uwielbiam to co pani Lingas-Łoniewska robi z moimi nerwami kończąc powieść, nawet jeśli nie chcę. Lawenda jest cudowna, ale stanowczo za krótka. Może i brakuje tego kryminalnego pierwiastka, ale autorka pokazała się z innej strony, bardzo subtelnej. Tak Lawenda to także lekka lektura, idealna na lato, które panuje w historii.

 

Pozwólmy sobie trochę odpocząć i zatopić się w miłej opowieści o miłości, przebaczaniu i pokonywaniu trudności, które stają nam na drodze ku szczęściu. Raczmy się słońcem oraz optymizmem, które wylewają się z kart tej powieści. Radujmy się szczęściem bohaterów a także smućmy, kiedy oni. Nie mogę znaleźć słów na to jak bardzo podobała mi się ta książka, jest inna od reszty, ale nie aż taka najgorsza. Polubiłam tą trylogią oraz nie mogę doczekać się kontynuacji.

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Porozmawiaj z księżycem

Porozmawiaj z księżycem - Justyna Adamów-Bielkowicz

Z rodziną podobno najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Wiadomo, że nie zawsze jest kolorowo i wspaniale, ale w końcu kto nam nie pomoże w kryzysowych sytuacjach jak nie rodzina oraz wsparcie jej członków? Od czasu do czasu lubię wziąć i przeczytać jakąś historię o ludziach, których łączą więzy krwi, bo często ich losy są przedstawione w tak zabawny sposób, że nasze osobiste problemy zyskują iskierkę pozytywności.

 

Porozmawiaj z księżycem to książka Justyny Adamów-Bielkowicz, w której postanowiła powołać do życia rodzinę Żmudź-Radziwiłłowiczów oraz ich przyjaciół. W ten sposób oddała czytelnikom sagę rodzinną, na kartach której wiele się dzieje i nie można narzekać na nudę.

 

Euforyczna oraz Juliusz mieszkają ze czwórką swoich dzieci na warszawskim Bemowie, kilka lokalów dalej zamieszkuje ich najlepszy przyjaciel wraz ze swoją żoną. Można pomyśleć, że ich życie to sielanka. Niestety. Bohaterowie muszą się zmagać z problemami dnia dzisiejszego, czasem brakiem pieniędzy, ale gdy są razem towarzyszy im uśmiech oraz radość z tego, że mogą spędzić czas w swoim gronie.

 

Akcja rozpoczyna się 24 grudnia 1990 roku w wigilię. Wydarzeniu temu towarzyszy radość oraz poruszenie. Kobiety krzątają się po kuchni przygotowując kolację a mężczyźni czekają i oddają się rozmowie. Do mieszkania Radziwiłłowiczów docierają ich najlepsi przyjaciele by w komplecie mogli spędzić to wyjątkowe święto.

Spodobało mi się to, że autorka postanowiła stworzyć swoją historię z pewnej odległości w czasie. Dzięki temu zabiegowi czytelnik ma okazję przejść przez etapy dorastania dzieci Eufrozyny i Juliusza oraz towarzyszyć im przy najlepszych a także najgorszych dniach ich życia. Przeżywać wybory, których dokonują i jak zwykle bywa nie zawsze okazują się one trafne.

 

Nie mogę się zdecydować czy taka pokaźna liczba bohaterów jest plusem czy wręcz przeciwnie. Czasami nie wiedziałam o kim jest mowa i musiałam szukać w głowie danej postaci i przypisywać ją do odpowiedniej osoby, z którą ta miała do czynienia. Trochę to przeszkadzało mi w lekturze, ale nie na tyle by ją odrzucić. Z pewnością do atutów można zaliczyć to, że każda z postaci jest inna. Niby rodzina, ale każdy ma swój charakter, a co najważniejsze zachowywali się jak normalni ludzie. Czasami ich ludzkość była aż namacalna. Podobało mi się to, że autorka nie przerysowała ich, nie udoskonalała tylko pozwoliła żyć własnym życiem. Chociaż jest kilka przypadków, w których pani Justyna postanowiła przerysować, chociaż nie do końca postacie. Nadają im takich cech, które denerwowały każdego, ale przez to powieść zyskała na zabawności.

 

Podczas lektury doświadczyłam także tego jak zmieniali się bohaterowie. Spodobało mi się to, gdyż mogłam uczestniczyć w ich przemianie. W każdym przypadku byłam zaciekawiona jak potoczą się dalsze losy postaci, które autorka nakreśliła.

 

Według mnie Porozmawiaj z księżycem to udana powieść, lekka i obyczajowa. Spodobali mi się bohaterowie, wydarzenia oraz formuła, w której została napisana. Dla mnie opowieść ta należy do udanych, ale niestety nie było w niej nic szczególnego by mogła się okazać czymś więcej dla mnie. Ot przyjemna lekturka na kilka wieczór czy kilka, jednak zaliczam ją do tych udanych. 

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com

Vader. Wojna totalna

Vader Wojna totalna - Szubrycht Jarek

Muzyka towarzyszy nam w życiu przy prawie każdej okazji. Zaczynając od okropnych melodii, które mają zachęcić do zakupów w supermarketach, przez stare przeboje w windach po koncerty ulubieńców, w których możemy uczestniczyć. Widzieć i słyszeć kogoś, kogo się podziwia jest niezapomnianym wydarzeniem a pierwszej takiej imprezy, na której pojawiłam się z własnej woli nie zapomnę chyba nigdy. Ciarki oraz ogłuszenie, bolące nogi czy kark są tak świetnymi uczuciami, że mogą być uzależniające.

 

Słuchanie kojących zmysły dźwięków to jedna sprawa, ale druga to pogłębianie swojej wiedzy na temat ulubionych muzyków. Sposobami na to niewątpliwie jest śledzenie ich oficjalnych stron internetowych czy profili na portalach społecznościowych. Myślę jednak, że dla każdego mola książkowego najlepszą opcją jest czytanie książek, ale nie byle jakich tylko biografii.

W swoim życiu jako czytelnika niestety nie dorobiłam się znacznej ilości przeczytanych książek tego typu (chyba, że mówimy o życiorysach poetów i autorów, których utwory omawialiśmy na polskim…), bo lubię czytać tylko o postaciach, które bardzo mnie interesują. Jednak na swoim czytelniczym koncie mam parę tytułów, ale nie wszystkie były naprawdę dobre. Czy tak samo było w przypadku Vader. Wojna totalna?

 

Jarek Szubrycht, autor publikacji, którą mam dzisiaj przyjemność wam przedstawić jest polskim dziennikarzem muzycznym. Współpracował z kilkoma magazynami a także napisał biografię znanego zespołu Slayer, którą uznaje się za pierwszą tej grupy. W jego dorobku można znaleźć również tytuł poświęcony Maryli a najnowsza pozycja dotyczy polskiej grupy Vader.

 

Wojna totalna to zwykła-niezwykła biografia, dla każdego sympatyka tego zespołu może okazać się inspirującą lekturą oraz poszerzeniem swojej wiedzy i nie lada gratką. Autor opisuje historię Vadera od trudnych początków w czasach PRLu do teraźniejszości. W ciągu tego okresu muzycy zdobyli mocną pozycję w świecie muzyki oraz uznanie rzeszy oddanych fanów. Czytelnik ma okazję uczestniczyć w wyboistej drodze, którą musiała pokonać olsztyńska grupa, a także dowiedzieć się jak trudno jest się wybić z muzyką, którą oni pragnęli grać.

 

Nie bardziej od historii, ale wielkie wrażenie na mnie wywarła szata graficzna tego wydania, to znaczy liczne fotografie z opisami, ozdobniki na początku rozdziałów oraz cudowny zapach papieru, który najbardziej ciągnął mnie do lektury Wojny totalnej. Wydawnictwo SQN wydaje książki z duszą, je po prostu chce się czytać. Każda jest inna, ale większość z nich wprowadza do mojego życia nowe odczucia, wrażenia i masę pozytywnych emocji oraz mogę dowolnie wąchać ten cudowny zapach papieru, o którym wspomniałam kilka linijek wyżej. Poza zawartością na plus jest także zewnętrzna warstwa tej publikacji. Twarda okładka koloru czarnego z wyłaniającą się postacią, według mnie wygląda zachęcająco i estetycznie.

 

Vader. Wojna totalna to ponad czterystu stronnicowa wciągająca lektura. Obowiązkowa dla każdego fana! Nie umiem użyć ładnych słów by opisać jak bardzo wciągająca jest lektura tejże biografii. Dzięki tej opowieści wiele osób może zyskać inspirację do działania oraz wiarę w to, że warto walczyć o marzenia. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o ludziach, których pasją jest muzyka i walczą właśnie w tej sprawie to zapraszam do zapoznania się z tym tytułem, bo na pewno się nie zawiedziecie!

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com
Uwaga Spoiler!

Przegląd Końca Świata: Blackout

Przegląd Końca Świata: Blackout - Mira Grant

Kiedy usiadłam do lektury Deadline poczułam, że kończy się dla mnie coś ważnego i przełomowego. Stałam się trochę bardziej antyspołeczna niż dotychczas, bo wiedziałam, że muszę zakończyć przygodę z Przeglądem Końca Świata na jakiś czas. Do tej pory (minęło sporo czasu odkąd skończyłam czytać) nie wiem czy się cieszyć z tego, iż miałam okazje przeczytać tak genialną trylogię czy pogrążyć się w rozpaczy z powodu jej zakończenia. Kobiety są w sumie bardzo niezdecydowane, wiec pozwolę sobie na jedno i drugie... bo mogę, o!

 

Końcówka drugiego tomu zmiażdżyła chyba prawie każdą osobę, która ją przeczytała. To było najbardziej niespodziewane zakończenie z jakim się spotkałam i szczerze współczuję każdemu, kto musiał tak długo czekać na kontynuację. Podziwiam was za nerwy ze stali. Drugi tom postawił wysoką poprzeczkę trzeciej części, bo tak naprawdę w Deadline autorka rozkręciła się, pokazała na co ją stać przekazując na kartach powieści intrygującą fabułę oraz bohaterów którzy ewoluowali.

 

Blackout zaczyna się jak każda poprzednia część, czyli od krótkich notatek z blogów postaci przewijających się w historii. Spodobał mi się taki zabieg, wyjaśnia on niektóre niejasności oraz wprowadza dokładniejsze przemyślenia bohaterów, dzięki czemu czytelnik może ich lepiej poznać.

Już wiemy, że Georgia wróciła do życia a autorka postanowiła znowu włączyć ją do akcji. Tajemnica jej zmartwychwstania jest banalnie łatwa, ale jednocześnie zaskakująca. Przynajmniej ja tak miałam. Ucieszyłam się, że to znowu Georgia przejmuje stery i moja ulubiona postać po raz kolejny będzie mnie oczarowywać swoim bystrym umysłem oraz ciętym językiem.

 

Z drugiej strony mamy do czynienia z prowadzącymi Przegląd Końca Świata. Grupa postanawia odkryć pewne tajemnice, a Shauna głównym celem jest wyeliminowanie osób odpowiedzialnych za śmierć jego siostry.

Tylko Mira Grant potrafi wprowadzić zamęt przez zmutowane genetycznie komary, które zarażają wirusem Kellis-Amberlee, a na dodatek robi to w świetnym stylu.

 

Najbardziej irytującą dla mnie sprawą były liczne powtórzenia, ale można je już dostrzec od pierwszego domu. Trochę to niekomfortowe, ale nie zmienia odbioru historii, która jest godna polecenia.

 

Przeglądzie Końca Świata bohaterowie nie tylko zajmują się zabijaniem zombie. Raczej walczą o przetrwanie czy też walczą z niesprawiedliwością ludzi, których zadaniem jest sprawowanie pieczy nad obywatelami. Ponadto to nie tylko thriller polityczny, ale także uczucia, z którymi muszą zmagać się ludzie podczas apokalipsy, wybieranie mniejszego zła, czy podejmowanie odpowiednich decyzji.

 

Moim zdaniem, Przegląd Końca Świata to naprawdę udana trylogia, w której autorka porusza tak wiele problemów, które są obecne teraz, że każdemu powinna się ona spodobać. Dla mnie te trzy książki stanowią coś odmiennego, przełomowego i na pewno nie zapomnę tej historii oraz bohaterów za szybko. 

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com
Uwaga Spoiler!

Przegląd Końca Świata: Deadline

Deadline - Mira Grant

Stwierdziłam, że nadszedł ten czas. Czas dorosnąć pod względem czytanych książek. Już od dawna nie bawią mnie typowe paranormalne romanse. Nienawidzę, gdy cała inteligencja bohaterki oraz fabuła ogranicza się do tego, którego ze śmiertelnie przystojnych, mądrych, odważnych czy jacy oni tam jeszcze są, chłopaków wybrać. To takie infantylne i niedorzeczne historie, że czasami ogarnia mnie zdumienie jak mogłam kiedyś czytać takie historie nałogowo. Nie mam na myśli tego, że całkowicie odcinam się od tego typu literatury. Od czasu do czasu sięgnę sobie po taką lekką, nastoletnią opowiastkę by odpocząć oraz dać mojemu mózgowi odpocząć.

 

Kiedy sięgałam po Przegląd Końca Świata: Feed nie wiedziałam, że to będzie AŻ taka przełomowa dla mnie opowieść. Wcześniej bałam się tej historii z racji tego, że nie przepadam za opowieściami, w których główny wątek opiera się na apokalipsie czy innych tragicznych zdarzeniach. Jednak przekonałam się i to był strzał w przysłowiową dziesiątkę! W dzisiejszym tekście przedstawię Wam moje odczucia względem pierwszego i drugiego tomu PKŚ z naciskiem na ten środkowy, bo wywołał w mojej głowie niemałe zamieszanie!

 

Shaun i Georgia Mason nie są zwykłym rodzeństwem. Po pierwsze żyją w świecie po Powstaniu, a po drugie są dziennikarzami, ale nie byle jakimi! Shaun należy do Irwinów, to oni zajmują się dotykaniem zombie patykami, by ci, którzy nie mają do tego odwagi czy kwalifikacji mogli nacieszyć swoje oczy. Natomiast jego siostra to pełnokrwista Newsie, znaczy pisze ona o faktach nie wplatając w to swojej opinii. Do zespołu tej dwójki należy również Buffy – Fikcyjna (pisze opowiadania i wiersze, to chyba oczywiste) i największy komputerowy geniusz, jakiego mogliście poznać. Fabuła Feed opiera się na tym, że ekipa Przeglądu Końca Świata otrzymała możliwość relacjonowania kampanii wyborczej senatora Rymana, który kandyduje na stanowisko prezydenta USA. To wielkie wydarzenie i prestiż dla tak młodej grupy blogerów.

 

W drugim tomie Przeglądu Końca Świata: Deadline bohaterzy muszą zmierzyć się z prawdą dotyczącą wirusa Kellis-Amberlee. Shaun uległ psychozie i rozmawia ze zmarłą siostrą a także wyrusza w niebezpieczną wyprawę by dowiedzieć się prawdy.

 

Jestem chyba jedyną osobą na tym świecie, która nie miała wcześniejszego doświadczenia z tą genialną trylogią. Wstyd i hańba! Na szczęście nadrobiłam to niedopatrzenie.

 

Podczas czytania pierwszej części przyzwyczaiłam się do tego, że Georgia jest moim przewodnikiem i całkiem mi się to spodobało. Jest świetnie wykreowaną bohaterką: odważa, rzetelna, zabawna, stąpająca twardo po ziemi oraz ponad wszystko kocha swojego brata. Jeszcze nigdy nie spotkałam takiej bohaterki, w której absolutnie nic mnie nie irytowało. Ze Shaunem było już gorzej, miałam wrażenie, że czasami jest zbyt przemądrzały oraz brakuje mu piątej klepki. Buffy wzbudziła we mnie najlepsze uczucia, polubiłam ją od razu. Może dlatego, że dziwnym trafem kojarzyła mi się z łowczynią wampirów, o której serial kiedyś namiętnie oglądałam. Widzę wiele cech, które łączą mnie z tą postacią, poza miłością do komputerów i technologii. To znaczy lubię to, ale nie jestem aż taka biegła w tym temacie jak Buffy. Oczywiście nie spodobała mi się jej zdrada, ale widocznie taki zamysł miała autorka, zresztą podobało mi się to. W drugiej części Przeglądu… naszym przewodnikiem jest Shaun, jakoś przez połowę książki nie mogłam przywyknąć do tego, że wydarzenia są opisywane z jego punktu widzenia. Wydawało mi się to jakieś nienaturalne i zdecydowanie bardziej wolę Georgię. Ekipa PKŚ, która ma swoją stałą siedzibę w Oakland musi nagle się stamtąd ewakuować, wybuch epidemii Kellis-Amberlee oraz przybycie niespodziewanego gościa zmuszają ich do podjęcia radykalnych kroków i tak przenoszą się do szefowej Fikcyjnych – Maggie. Nikt z nich nie pomyślałby, że wizyta tak niewinnej osoby wpakuje ich w takie wielkie kłopoty.

 

Według mnie obie części, o których piszę to geniusz w największym stopniu. Nigdy nie przypuszczałam, że sięgnę po thriller polityczny ani to, że spodoba mi się aż tak bardzo. Obawiałam się tego, że w opowieści, którą opracowała Mira Grant jest za dużo odniesień do końca świata, które od wielu lat jest zapowiadane. Na kartach tej powieści spotkacie wiele genialnych postaci, które stworzyła autorka, że każdym będziecie szczerze zauroczeni. Ich wiedza, determinacja jest tak imponująca, że aż miałam wrażenie, iż opisane tam zdarzenia za chwile będą miały swoje miejsce w świecie rzeczywistym. Trochę mnie to przerażało, ale na szczęście nic nie mogło mnie oderwać od lektury obu tomów.

 

Odniosłam wrażenie, że wydarzenia są stworzone dosyć nietypowo. Powoli pięły się jakby w górę, trochę mozolnie by dotrzeć do punktu kulminacyjnego, czyli wtedy, gdy czytelnik razem z bohaterami rozwiązuje jakąś część całej zagadki by potem znowu zwolniły tempo i nadszedł kolejny, ciekawy oraz przemyślany wątek. Moim zdaniem to intrygujące oraz niespotykane, przynajmniej przeze mnie, zjawisko. Szczerze? Spodobało mi się! Taka rozwiązanie jest ciekawsze niż koniec książki, w którym autor dopiero zdradza wszystkie swoje tajemnice.

 

Już wspominałam o tym na facebooku, ale zrobię to jeszcze raz. Gdy w Waszym zwyczaju jest to, że przed przystąpieniem do lektury czytacie ostatnie zdanie w danej powieści – stanowczo odradzam tego w przypadku Deadline. Zepsujecie sobie całą radość czytania! Dodatkowym atutem jest to, że końcówka MIAŻDŻY czytelnika! Nie ma innej opcji jak dorwać, niestety, ostatnią część trylogii Miry Grant i ją przeczytać. W tym momencie współczuję każdemu, kto z tymi lekturami był na bieżąco i za każdym razem musiał tak długo czekać na kontynuację.

 

Moim zdaniem, Przeglądu Końca Świata musi spróbować każdy! Każdy przygotowany na to emocjonalnie, czyli ten, kto ma nerwy ze stali. Ta trylogia otworzyła mi oczy oraz pokazała co, w książkach potrafi być cudowne i jacy genialni autorzy jeszcze istnieją. To pierwsza tak zabawna oraz przerażająca historia jednocześnie, którą miałam okazję przeczytać w swoim życiu. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam i oczywiście polecam z całego serca, bo jeśli mi się spodobało to Wam pewnie też! :)

Źródło materiału: http://everydayxbook.blogspot.com